62
Życie umyka mi przez chude palce
w dłonie złapać nie mogę jednego promyka
przebijają się blaski fali słonecznej
przez niedokłade rysy sylwetki
wodzę wzrokiem w poszukiwaniu małego kawałka istnienia
a świat cały przysłaniają mi pasma włosów
niefortunnie rozwiane na wietrze
patrzę na miejsca w których kiedyś stałeś
i pojąć nie mogę że Cię już tam nie ma
moje ciało bezszelestnie opada na kamień
z którego Ty niegdyś z radości skakałeś
do wody
złej fali która w okrutny sposób
jakiś czas temu mi Ciebie zabrała
z oczu uleci mi łza jedyna
delikatnie po policyku spłynie
promyk słońca odbije się w lustrze jeziora
nim zdążę mrugnąć
znikniesz...
tak moje życie mi ciągle umyka