3
To miejsce jest dla mnie Azylem. Gdzie jak nie tu mogłabym wywalić to wszystko c we mnie siedzi?
A co we mnie siedzi? Ból, nienawiść, dezorientacja. Nie dociera do mnie, jak osoba, która mówi, że jej zależy na kimś może sę zastanawiać czy po tygodniu nieobecności zobaczyć się z nią czy udać się na jakąś imprezę,czy do pracy, z której po prostu może zrezygnować. K. powoli zaczyna mnie irytować. Jego zachowanie gdy jest przy mnie przeciw zachowaniu jego, gdy mnie nie ma przy nim. Nie wiem co dzieje się w mojej głowie. Zrobiłam się milcząca. Unikam ludzi, światła. Juz nawet nie staram się udawać, że się uśmiecham. Nic już nie cieszy. Gdy są dni pełnej radości zaraz pojawia się napływ negatywnych wydarzeń, które sprawiają, że zaczynamy się kłócić. Jego zachowanie staje się wtedy niedorzeczne. A słowa absolutnie nie mają żadnego pokrycia. Robi się obojętny. Obojętny na słowa i ból. I ja również zaczynam być obojętna na wszystko co się w okół mnie dzieje. I tylko pod naporem emocji pozwalam sobie na łzy. Ale już nie boli....
Ale już nie boli...? A może przyzwyczaiłam się do tego bólu tak bardzo, że nie zwracam na niego uwagi? Może moje serce przyzwyczaiło się do ciągłych kłótni i niepowodzeń? Może tak właśnie musi być. Nie zasłużyłam na szczęście i chłopaka, który obdarzyłby mnie prawdziwą miłością i szacunkiem. Takie coś zdarza się chyba już jedynie w książkach.... pojawia się w filmach, ale nie w życiu. Przynajmniej nie moim.
Dziś są urodziny J. Czy poprzez pryzmat mojej nienawiści do niego, tego, że stał się w pewnym sensie guru dla mojego K. nie potrafię życzyć mu nic innego jak nieszczęścia? Czy to czyni mnie osobą złą? Czy może mam do tego prawo? Nie potrafię okazać w jego kierunku, nawet z okazji 26-tych jego urodzin nic sympatycznego a jedynie życzyć... hmm... najgorszego?
Jestem potworem.